Nie żyje lekarz, profesor z Kielc. Wojciech Rokita. Zmarł w środę w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach, gdzie kierował Kliniką Ginekologii i Położnictwa. Był zakażony koronawirusem, wrócił do Polski z zagranicznego urlopu. Przestrzegał zasad kwarantanny. Przyczyną Jego śmierci był hejt, a nie koronawirus. Śp. Profesor niech odpoczywa w pokoju wiecznym. Rodzinie składamy najszczersze kondolencje. Kto tę formę wstawiennictwa uważa za godną, niech pomodli się o Profesora duszę.
I o swoją.
Jeszcze nie tak dawno temu moje dzieci z grupą przyjaciół i znajomych, wybierały się na narty do Włoch. Zebrać 21 osób nie było łatwo. W większości pracują, albo studiują nie tylko w Polsce. Załatwić w tym samym czasie urlopy, odrobić zajęcia, wybrać miejsce, które wszystkim będzie odpowiadało, uzgodnić transport, to było wyzwanie. Ale pod koniec lata zeszłego roku, wreszcie się udało. Wpłacili pieniądze.
Od tamtej pory żyli wyjazdem, odpoczynkiem, Alpami zasypanymi śniegiem, szusowaniem, spotkaniami w przytulnych knajpach, potańcówkami w dyskotekach. Przyszła jednak informacja o epidemii. Wielu z nas nie dawało wiary. Oni nie chcieli nawet słyszeć. Ale niestety po Chinach przyszedł czas na Włochy. Grupa, o której tu opowiadam, jeszcze nie wierzyła. Ale rodzice zaczęli się niepokoić. Informacje były coraz groźniejsze. Młodzi codziennie sprawdzali stan epidemiologiczny w regionie. Tłumaczyli nam, zaniepokojonym dorosłym, że na szczęście wybrali region we Włoszech tuż przy granicy z Austrią. Tam gdzie nie ma chorych, w miejscu, które nie jest wypunktowane czerwoną plamą na mapie. Opowiedziałam koleżance, nie mogła uwierzyć w beztroskę młodych. Inną oburzyło moje stanowisko, że trzeba zostawić decyzję o wyjeździe młodym, a przede wszystkim śledzić rozwój wydarzeń. Sąsiadka była zbulwersowana i wyraziła obawę o swoje zdrowie (czy przypadkiem dzieci nie zechcą mnie odwiedzić?). Udzieliło mi się. Gdy ktoś pytał co tam u nich, nie wspominałam o nartach. Kłamałam. Nie bałam się, że zachorują. Bałam się reakcji ludzi. Tymczasem one jeszcze nie zrezygnowały ostatecznie z wyjazdu. Ale każdego dnia śledziły mapę, komunikaty. Trzynaście osób wycofało się wcześniej. Na skutek hejtu, który już się lał mimo, że one jeszcze nie wyjechały. Pozostali zrezygnowali po informacji o tym, że epidemia bardzo się rozszerza. Są mądrzy i pragmatyczni. Zresztą i tak nie doszłoby do wyjazdu. Po kilku dniach zamknięto region, w którym mieli odpoczywać. Nie pojechali, nie muszą teraz odpierać ciosów, ale nie wydaje mi się słuszne, że wcześniej, na tym samym poziomie percepcji musieli analizować komunikaty naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, włoskiego Ministerstwa Zdrowia, co znajomych, którzy nakręceni przez media, nie przyjmowali do wiadomości rzeczowej analizy sytuacji, oceny i rozsądnych wyborów. Moje dzieci ostatecznie nie wyjechały. Ale inni uznali, że lepiej niż w metrze w Warszawie, czy w przestrzeni miejskiej w Kielcach, ustrzegą się zarazy w górach, na świeżym powietrzu. Ich wycieczek i wczasów nikt nie odwołał. Po powrocie zachowywali się odpowiedzialnie. Tak jak profesor Rokita z Kielc. Moje dzieci ustrzegły się hejtu. Profesor z Kielc, niestety nie. To wielka tragedia. Ktoś za to musi odpowiedzieć. Tylko wtedy zaczniemy budować nową rzeczywistość.